piątek, 14 czerwca 2019

Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki




Wychowałem się na amerykańskiej popkulturze lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Zwłaszcza filmy akcji klasy B współformowały mój obraz świata. Miasta rządzone przez mafie, skorumpowani gliniarze jedzący pączki i chlejący od rana, przegnili politycy i bezduszni urzędnicy. Świat irracjonalnej przemocy, mroczny, duszny i brudny. Dodajcie do tego jeszcze komiksy na których uczyłem się czytać, a zrozumiecie czemu nigdy nie pojechałem do Stanów.

Obecnie zajmuję się produkcjami dotyczącymi zombie. Zaś w przerwach między czytaniem artykułów a ich pisaniem sięgam często do reportaży. Nie traktuję ich jako rozrywki, ale jako inny sposób prowadzenia badań i ich publikowania. Zaangażowane dziennikarstwo jest bardzo bliskie niektórym badaniom jakościowym – jeżeli już ktoś chce robić jakieś rozróżnienie. Rozrywką jest dla mnie lektura kryminału, na którą rzadko sobie pozwalam.  Klimaty rodem z Chandlera są tym czym nasiąkałem.

Dlaczego wspominam o tych rzeczach. Nie tylko dlatego, że jak każdy autoetnograf jestem narcystycznym dupkiem. Wspominam o tym również nie dlatego, że tak a nie inaczej skonstruowana osoba czytała Detroit, więc jak ktoś nie lubił filmów akcji i reportaży, to… Nie, nie dlatego.

LeDuff obudził popkulturowe obrazy. Czytając miałem wrażenie, że to nie reportaż, ale jeden ze sztampowych kryminałów. Zabrany przez LeDuffa do umarłego miasta, przyglądając się dokonywanej przez niego sekcji zwłok, nie byłem pewien, czy nie trafiłem na plan jakiegoś taniego filmu akcji. Nie byłem pewien czy to nie odżywają moje dziecięce lęki, kolorowe halucynacje. Zwłaszcza, że LeDuff gadał jak typowy dziennikarz z lokalnego brukowca, który w świecie po apokalipsie próbuje jeszcze coś ocalić. Tylko że wszystko rozpada się, płonie lub gnije. Ulice są niebezpieczne, ludzie życie tanie, jeśli nie po prostu pozbawione wartości. Cwaniacy szukają frajerów. Każdy nosi odbezpieczoną broń. Gangi kontrolują ulice. Policjanci nie odpowiadają na wezwania. Karetki zżera rdza. Straż pożarna nie ma sprzętu. Rasizm zalewa miasto, wybiją spod powierzchni wraz z odchodami. To, co wspólne ulega głębokiemu rozpadowi na którym niektórzy jeszcze zarabiają.

Kapitalizm bez socjalnego lukru i bez przemysłu. Taniej, kiepskiej pracy, długu i braku przyszłości. Gdzie życie zredukowane jest do przetrwania. A jedyną nadzieją jest opuszczenie miasta, trafienie do krainy, gdzie sen jeszcze trwa, gdzie hordy zombie nie dotarły. Tylko, że takich miejsc jest coraz mniej. Apokalipsa zaczęła się w Detroit.

Tylko, że większość to olewa. Mają w dupie Detroit. Mają w dupie ludzi t mieszkających. To stara się zmienić reporter, który rzuca pracę w dobrej gazecie, opuszcza miasto, które jeszcze nie umarło i przybywa w rodzinne strony. Zatrudnia się w lokalnej gazecie, będącej na skraju bankructwa. Pokarze światu Detroit, opowie o wszystkim. To może coś zmienić. LeDuff za szorstkim, wulgarnym językiem skrywa humanistyczną wrażliwość. Wściekłość wylewająca się ze stron książki jest reakcją na niesprawiedliwość i bezsilność wobec kapitalistycznej apokalipsy. Słowa, opowieści, mają zmienić świat, tymczasem to miasto coraz bardziej zmienia jego.

Detroit jest jak przebudzenie.

Detroit stanowi przykład pogardy dla zwykłych ludzi.

W Detroit kapitalistyczna rzeczywistość ukazuje swoją prawdziwą twarz.

Detroit jest przyszłością.

Detroit to koszmar.

Słyszał co nie co o bankructwie Detroit. Wiedziałem o Flint i oglądałem Roger i ja kilka razy. Tak samo jak słyszałem opowieści o rozpaczy, głodzie, utracie wszystkiego w kapitalistycznym wspaniałym świecie. Powinienem więc być przygotowanym na to co przeczytam. Nie byłem. To nie może być prawda. To tylko kolejna produkcja postapo. Tym razem w stylu Chandlera.


 Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019.

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis. Recenzja również stworzona w nietypowy i bardzo interesujący sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nietypowa recenzja :) Ja miałam trochę bajkowe wyobrażenie o Stanach jako dziecko i przyznam szczerze, że teraz czytając podobne ksiązki łapie się na tym, że mnie obraz świata rozczarowuje

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam w stanach dawno temu, w Nowym Jorku nauczyli mnie przechodzić nad ludźmi spiącymi na wywietrznikach metra. W Waszyngtonie nie zwracać uwagi na protestujących w różnych sprawach. W Detroit nie byłam, ale cóż widać nie było warto...

    OdpowiedzUsuń
  4. Reportaże, to kolejne rzeczy które uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń