piątek, 27 grudnia 2019

China Miéville, Żelazna Rada




„W każdej chwili spodziewano się wybuchu zamieszek. Nastały ciężkie czasy dla fabryk Gross Coil, dla Kelltree i Echomire. Za odlewnią przy Tuthen Way Ori zobaczył blizny po pożarach w miejscach, gdzie w ostatnich tygodniach pikietowano. Na murach dysydenckie pieczęcie. ‘Toto’. ‘Modliszka żyje!’ Szablonowe symbole członków Żelaznej Rady. Dziury po kulach znaczyły ściany Tricorn Fork, gdzie rok wcześniej milicja spacyfikował setki protestujących (Miéville, 2009: 74).


Mogę spokojnie i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że Miéville mnie uwiódł. Każde spotkanie z nim to rozkosz. I nie jest to przyjemność powtórzenia, ale wydarzenia. Zaskakujące i zachwycające.

środa, 16 października 2019

Rafał Majka, Teraźniejsze przyszłości




Są książki, które pochłaniają, wgryzają się we wnętrzności i nawiązują transformacyjny dialog z naszymi przekonaniami, obawami i nadziejami. Teraźniejsze przeszłości były dla mnie takim czytelniczym doświadczeniem.



Rafał Majka podejmuje problem polityki lewicowej we współczesnym świecie. Stawia wciąż drażniące pytanie o możliwość systemowej zmiany. Przy czym nie dokonuje jedynie rekonstrukcji sporów, ale zajmuje stanowisko i opowiada się za jedną z opcji.

poniedziałek, 30 września 2019

Marek Szymaniak, Urobieni. Reportaże o pracy


To jest mrożący krew w żyłach kryminał. Opowiada o masowo zbrodni, jakiej ofiara są ludzie pracy.

Praca jest dla mnie najważniejsza aktywnością ludzka – to ona ustanawia nasze relacje do świata, innych i samych siebie. Ona w znacznym stopniu determinuje to kim jesteśmy.

„Poczułem, że kiedy się zepsuję, to wymienią mnie jak uszkodzoną zębatkę. Interes będzie kręcił się dalej, a o mnie nikt nie wspomni” (Szymaniak, 2018: 24)

Szymaniak opisuje życie pracowników w różnych branżach – również tych, które nie zawsze są w potocznym myśleniu wiązani ze światem pracy – kultury, nauki, mediów. Ukazuje destrukcyjne działania polskiego rynku. Od zakorzenionych, po przymuszonych nomadów, po imigrantów.

środa, 25 września 2019

Hanya Yanagihara, Małe życie



 Znacie to wielokrotnie powtarzane przez różne telewizyjne gwiazdy słowa, kiedy mają coś powiedzieć o książce – „to takie o życiu, nie, no, fajne, o życiu”. Bohaterowie są fajni i akcja jest fajna – fajnie mówi jakaś tam gwiazda. Dzisiaj trochę się wcielę w jednego z aktorów, który dorabiał mówiąc o literaturze.

Powiedzieć o książce Hanya Yanagihara Małe życie, że jest o życiu, nie jest pustym zdaniem do wypełniania czasu antenowego. To właśnie to małe życie, zwykłe-niezwykłe, prozaiczne i magiczne, zostaje zapisane – rozbite na różne perspektywy, różne opowieści, które splatają się ze sobą w ujmującą liniową narracje. To nie czas spaja wielogłosowość, nie miejsca, nie aktorzy – ale pewne pragnienie obrazu, który da się zrozumieć. I w tym sensie, jest to książka, która o życiu kłamie.

niedziela, 22 września 2019

Marc-André Selosse Nigdy osobno





„Dlatego ja sam i wszyscy ci, którzy mnie otaczają, zbudowani jesteśmy jako emanacje tego, co niewidzialne, a tkwiące głęboko w nas samych, zawsze i wszędzie, dlatego nigdy nie żyjemy osobno” (Selosse, 2019: 451).

Nigdy sami, nigdy osobno – zawsze wielość.

Selosse może zmienić sposób patrzenia na świat, nas samych i na cywilizacje. Przesadzam? Niekoniecznie, chociaż miewam takie tendencje. Nigdy osobno jest nie tylko książką ważna dla biologów – ale książką filozoficzną.

sobota, 14 września 2019

China Miéville, Miasto i miasto





Fantastyką zaczytywałem się będąc w szkole podstawowej. Pierwsze doświadczenia z literaturą się zaczęły od niej Bracia Lwie Serce czy Ronja, córka zbójnika były przez mnie zaczytywane na równi z komiksami o super bohaterach, magazynem Fenix (Nowa Fantastyka wydawała mi się jakoś bardziej nudnawa), horrorami i syfy’ami, fantasy, których autorów i tytułów już nie pamiętam.. Rodzice rwali włosy, że takie powieści zatrują mi mózg i co, to ze mnie wyrośnie… Wiadomo, jak z każdego, nic dobrego[i].

Miłość minęła, a ja zacząłem czytać poważna literaturę, kryminały i książki naukowe. Nie traktowałem jednak minionej fascynacji jako błędu młodości; ani jako złego gustu z którego wyrosłem: lektury mam teraz poważniejsze do jestem trochę starszy… Po prostu, tak bywa, przestało iskrzyć. Przestałem śledzić najnowsze produkcje, omijałem półki w księgarniach i bibliotekach – fantastyka została jedynie miłym wspomnieniem. Nic więc dziwnego, że przegapiłem polskie wydania China Miéville.

czwartek, 5 września 2019

Cormac McCarthy, Droga




W momencie, gdy bledną kolory reklam i cichną rozrywkowe programy, odsłania się otchłań kryzysu, która obok podziemnych rzek troszczących się o życie, stanowi ukrytą prawdę schyłku kapitalizmu. To prawda, tego co jest – tkwienia w egzystencjalnej śmierci. W strachu i poczuciu bezsensu.

Korporacyjne, krótko terminowe cele, przynoszące zyski, odbijają się, a odbicie jest mroczne: prekarne warunki pracy pozbawiają nas przyszłości, innych celów niż najbliższy krok, przetrwanie z dnia na dzień, cały czas poszukując pożywienia i bezpiecznego schronienia.

Etyka przetrwania dla najsilniejszych uczynniała to, co społeczne przestrzenią bezwzględnej walki, zmieniając ludzie w bestie. Inni są zagrożeniem. Ryzykiem, którego lepiej nie podejmować. Schodzi się z drogi, podąża się samotnie – tak jest bezpieczniej, tak jest lepiej. I przede wszystkim myśli się o sobie. Aby przetrwać. Kolejny dzień w oczekiwaniu na śmierć. Chociaż już się w niej jest. Kroki nie mają celu – zaklęty krąg, pozbawiony życia.

czwartek, 29 sierpnia 2019

Inny Meksyk. Opowieści zapatystów



 (Wprowadzenie nie będące częścią recenzji)

Ostatnio mało czytam książek, które mogę szczerze polecić. Większość to, zbyt specjalistyczne publikacje. Dużo też zwykłych czytadeł, zapychaczy czasów mniej lub bardziej przyjemnych, ale niczym się nie wybijających z masowej produkcji. Zdarzyły się też książki bardzo złe. Tak złe jak samo zło, że nawet zastanawiałem się, czy nie złamać przyjętej przeze mnie zasady i nie napisać czegoś o tym na bloga. Przeczytałem fragment jednej takiej pseudo-powieści mojemu terapeucie, gdy zapytał jak tam się czuję. Posiwiał, wyrwał sobie wszystkie zęby i wyskoczył przez okno.

Napisanie wrednego postu ostrzeżenia mogłoby ocalić komuś życie, rozmyślałem w pustym gabinecie, a wiatr poruszał leniwie firankami. Tylko po co? Nie ma sensu produkować złej energii, a ludzi i tak jest za dużo. Pozostańmy, przy polecaniu. Tylko, co z blogiem? Jeżeli tendencja się utrzyma, to posty będą pojawiać się tak rzadko, że nikt tu zaglądać nie będzie. I co wtedy? Gdzie sława i chwała?

środa, 28 sierpnia 2019

Renata Salecl, Tyrania wyboru

 
„(…) kiedy gloryfikuje się wybór jako najważniejszy mechanizm kształtowania swojego prywatnego życia, pozostaje niewiele miejsca na krytykę społeczną” (Salecl, 2013: 23).

W słynnym eseju Althusser dowodzi, że indywidualizacja jest wytworem ideologicznym, który najlepiej reprodukuje system. Redukowanie problemów społecznych do kwestii działań pojedynczej osoby, jest doskonałym sposobem blokowania wszelkiej krytyki. Władza zaś wydaje się pozbawioną represyjnego charaktery praktyką wspomagania rozwoju.

To tylko ja... ja sam... Ja...

„Ja” ja jest przedsiębiorstwem – inwestujesz i rozwijasz, albo giniesz.

„Ja” jest początkiem i końcem – jedyną rzeczą z jaką się stykasz i w której istniejesz.

sobota, 3 sierpnia 2019

Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości



Od dłuższego czasu próbuję wrócić do aktywizmu. Od dłuższego czasu zmagam się z gęstą, mroczną rozpaczą. Są dni, gdy wydaje mi się, że losy świata są przesądzone. Idioci u władzy zatrują społeczeństwo nienawiścią i rozpalą faszystowską przemoc, aby dalej prowadzić swoje interesy. Korporacje i – znowu – politycy skutecznie zablokują wszelkie próby powstrzymania katastrofy klimatycznej. I tak dalej, i tak dalej – rozum i empatia zbankrutowały, została brutalna rzeczywistość rządzona przez wyznawców śmierci.

Za każdym razem, gdy zastanawiam się, co mogę jeszcze uczynić, dopada mnie głębokie przygnębienie – moja działanie i tak nie ma sensu, nie powstrzymam już maszyny zniszczenia. Spokojnie otwieram piwo. Oglądam obłąkany spektakl w oczekiwaniu na apokalipsę.

czwartek, 18 lipca 2019

Kate Brown, Czarnobyl. Instrukcja przetrwania





Swietłana Aleksijewicz stwierdziła, że Czarnobyl stanowi wydarzenie, jedno z tych, co odmienia nasze sposoby myślenia. Wydarzenie, po którym nic już nie jest takie samo. W jej opowieści była to przede wszystkim katastrofa czasu i przestrzeni. Niemniej, nie ograniczała się ona jedynie do zmian na poziomie intelektualnym – transformacja obejmowała samo życie – ludzie i nie ludzkie. Radioaktywne promieniowanie mutowała uczucia jak również przedefiniowało bycie człowiekiem czy trupem (Aleksijewicz, 2012).

Aleksijewicz nie dąży do obiektywnego poznania katastrofy. Nie tworzy bezosobowego opisu tego, co naprawdę się wydarzyło. Jest kolekcjonerką opowieści, głosów, wspomnień. Interesuje ją to, co ludziom wydaje się, że przeżyli. Czytelniczki i czytelnicy jej reportaży otrzymują mozaikę perspektyw. Mistrzowsko splata wielość głosów oddając zróżnicowanie przeżywania świata i jego rozumienia. W humanistyczną wrażliwością otwiera się na różnicę – nie oceniając, nie wydając wyroków, lecz wsłuchując się w światy innych. Jej książki to kolaże pełne emocji – wstrząsające, wnikające do samego rdzenia i zostawiające z dziwnym niepokojem.

niedziela, 23 czerwca 2019

Naomi Oreskes, Erik M. Conway, Upadek Cywilizacji Zachodniej. Spojrzenie z przyszłości



W mojej internetowej bańce dudni od doniesień o zbliżającym się końcu świata. Tym razem nie są to tajemnicze przepowiednie Nostradamusa, Indian czy nawiedzonych guru jakiś sekt - na alarm biją naukowcy. Robią to już do dłuższego czasu. Wciąż z kiepskim wynikiem. Zmagając się z politykami, zbytnim optymizmem społeczeństwa, think tankami sponsorowanymi przez korporacje zarabiające na dewastacji planety, wydają się stać na straconej pozycji.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Patricia Leavy, Metoda spotyka sztukę. Praktyki badawcze oparte na sztuce




Z Patricią Leavy łączy mnie niewątpliwie coraz powszechniejsze wśród badaczy społecznych i humanistycznych przekonanie o skostniałości obecnej produkcji akademickiej. Łączy mnie również rozczarowanie i niechęć do typowego stylu pisania książek i artykułów, których nikt potem nie czyta – nie tylko ze względu na dystrybucję produktów, ale też ze wzglądu na ich wykonanie. Akademicy piszą dla akademików, reprodukując wiedzę, która zostaje oddzielona od reszty społeczeństwa. Stosują suchy, bezbarwny styl, naszpikowany żargonem sugerującym powagę myśli. W efekcie ustalonych sposobów pisania w akademii otrzymujemy niestrawne zakalce, które spożywamy z przykrością. Samo ich wytwarzanie również pozbawione jest radości.

Badania jakościowe próbują od wielu lat przekształcić uprawianie nauki. Podejmują się eksperymentalnych form pisania oraz starają się czynić wiedzę dostępną społeczeństwu. Szukają radości, słów zakorzenionych w doświadczeniu i doświadczenie współtworzących, słów pełnych energii, wiatru i wilgotnej ziemi. Szukają sposobów nawiązywania relacji wykraczających poza grono specjalistów, opuszczania murów uniwersytetu w celu wspierania walki o sprawiedliwość, równość i troszcząc się o głosy zmarginalizowane. Zwalczają dominującą władze i włączają się w tworzenie alternatyw.

piątek, 14 czerwca 2019

Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki




Wychowałem się na amerykańskiej popkulturze lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Zwłaszcza filmy akcji klasy B współformowały mój obraz świata. Miasta rządzone przez mafie, skorumpowani gliniarze jedzący pączki i chlejący od rana, przegnili politycy i bezduszni urzędnicy. Świat irracjonalnej przemocy, mroczny, duszny i brudny. Dodajcie do tego jeszcze komiksy na których uczyłem się czytać, a zrozumiecie czemu nigdy nie pojechałem do Stanów.

Obecnie zajmuję się produkcjami dotyczącymi zombie. Zaś w przerwach między czytaniem artykułów a ich pisaniem sięgam często do reportaży. Nie traktuję ich jako rozrywki, ale jako inny sposób prowadzenia badań i ich publikowania. Zaangażowane dziennikarstwo jest bardzo bliskie niektórym badaniom jakościowym – jeżeli już ktoś chce robić jakieś rozróżnienie. Rozrywką jest dla mnie lektura kryminału, na którą rzadko sobie pozwalam.  Klimaty rodem z Chandlera są tym czym nasiąkałem.

Dlaczego wspominam o tych rzeczach. Nie tylko dlatego, że jak każdy autoetnograf jestem narcystycznym dupkiem. Wspominam o tym również nie dlatego, że tak a nie inaczej skonstruowana osoba czytała Detroit, więc jak ktoś nie lubił filmów akcji i reportaży, to… Nie, nie dlatego.

LeDuff obudził popkulturowe obrazy. Czytając miałem wrażenie, że to nie reportaż, ale jeden ze sztampowych kryminałów. Zabrany przez LeDuffa do umarłego miasta, przyglądając się dokonywanej przez niego sekcji zwłok, nie byłem pewien, czy nie trafiłem na plan jakiegoś taniego filmu akcji. Nie byłem pewien czy to nie odżywają moje dziecięce lęki, kolorowe halucynacje. Zwłaszcza, że LeDuff gadał jak typowy dziennikarz z lokalnego brukowca, który w świecie po apokalipsie próbuje jeszcze coś ocalić. Tylko że wszystko rozpada się, płonie lub gnije. Ulice są niebezpieczne, ludzie życie tanie, jeśli nie po prostu pozbawione wartości. Cwaniacy szukają frajerów. Każdy nosi odbezpieczoną broń. Gangi kontrolują ulice. Policjanci nie odpowiadają na wezwania. Karetki zżera rdza. Straż pożarna nie ma sprzętu. Rasizm zalewa miasto, wybiją spod powierzchni wraz z odchodami. To, co wspólne ulega głębokiemu rozpadowi na którym niektórzy jeszcze zarabiają.

Kapitalizm bez socjalnego lukru i bez przemysłu. Taniej, kiepskiej pracy, długu i braku przyszłości. Gdzie życie zredukowane jest do przetrwania. A jedyną nadzieją jest opuszczenie miasta, trafienie do krainy, gdzie sen jeszcze trwa, gdzie hordy zombie nie dotarły. Tylko, że takich miejsc jest coraz mniej. Apokalipsa zaczęła się w Detroit.

Tylko, że większość to olewa. Mają w dupie Detroit. Mają w dupie ludzi t mieszkających. To stara się zmienić reporter, który rzuca pracę w dobrej gazecie, opuszcza miasto, które jeszcze nie umarło i przybywa w rodzinne strony. Zatrudnia się w lokalnej gazecie, będącej na skraju bankructwa. Pokarze światu Detroit, opowie o wszystkim. To może coś zmienić. LeDuff za szorstkim, wulgarnym językiem skrywa humanistyczną wrażliwość. Wściekłość wylewająca się ze stron książki jest reakcją na niesprawiedliwość i bezsilność wobec kapitalistycznej apokalipsy. Słowa, opowieści, mają zmienić świat, tymczasem to miasto coraz bardziej zmienia jego.

Detroit jest jak przebudzenie.

Detroit stanowi przykład pogardy dla zwykłych ludzi.

W Detroit kapitalistyczna rzeczywistość ukazuje swoją prawdziwą twarz.

Detroit jest przyszłością.

Detroit to koszmar.

Słyszał co nie co o bankructwie Detroit. Wiedziałem o Flint i oglądałem Roger i ja kilka razy. Tak samo jak słyszałem opowieści o rozpaczy, głodzie, utracie wszystkiego w kapitalistycznym wspaniałym świecie. Powinienem więc być przygotowanym na to co przeczytam. Nie byłem. To nie może być prawda. To tylko kolejna produkcja postapo. Tym razem w stylu Chandlera.


 Charlie LeDuff, Detroit. Sekcja zwłok Ameryki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019.

poniedziałek, 10 czerwca 2019

Oscar Wilde, Dusza człowieka w socjalizmie



 Wilde był dla mnie ważną postacią. Całkiem możliwe, że to przez niego zostałem anarchistą. I całkiem możliwe, że to przez niego wróciłem do cyników. Nie dlatego jednak warto polecić niedawno wydaną książkę. Dusza człowieka w socjalizmie to po prostu czysta rozkosz. Nie chodzi jedynie o rozkosze artystyczne, mające swoje źródło w partycypowaniu w pięknym stylu, ani o rozkoszowanie się błyskotliwymi uwagami, wyczerpującym swój blask w dowcipie. Dowcip Wilda ma odniesienie polityczne. Wszak mamy do czynienia z manifestem. Z manifestem komunistycznym. Z manifestem cynicznego anarcho-komunizmu, który jest równie aktualny dzisiaj, co w momencie, gdy był pisany. A może nawet bardziej.

Manifest Wilde przenika cyniczna wrażliwość, przejawiająca się w dowartościowaniu buntu, pogardzie dla wszelkich form władzy, ujawnianiu hipokryzji „szlachetnych wolontariuszy”, jednocześnie przesączone realną troską o życie i jego rozkwit. Słowa przywołują moc stawania się, które rzuca wyzwanie zastygłym, skostniałym i represyjnym strukturą. Porządkowi skazującemu istnienia na nędzę zarówno fizyczną, jak i duchową.

sobota, 8 czerwca 2019

Rafał Nahirny, Granice kontroli. Maszyneria władzy Jeremy Benthama


Na książkę trafiłem przypadkiem. Pomyślałem, że może nawet być ciekawa poczym cisnąłem na stertę leżącą pod oknem[i]. Sądziłem, że to taka pozycja erudycyjna, aby dodać do przypisu. I tak obrastała kurzem. Osądzona przed procesem. Przecież o Panoptykonie czytałem już u Foucaulta, a później w wielu innych tekstach, o jego użyciach, reinterpretacjach, i tak dalej. Tyle o nim gadałem, tyle o nim pisałem. Co mogłoby mnie zaskoczyć. Aż pewnego dnia, również przez przypadek, otworzyłem ją i przepadłem. Musiałem zmienić zdanie, czego czynić nie lubię.

Rafał Nahirny nie tylko dokonuje rekonstrukcji różnych machin władzy projektowanych przez Benthama, od dyscyplinowania pracowników, przez więźniów, biednych, dzieci klasy średniej oraz urzędników państwowych; nie tylko ukazuje obowiązywanie idei benthamowskich we współczesnych reżimach kontroli i nadzoru; czy dokonuje wzbogacenia koncepcji panoptycznej przez wzbogacenie jej o wymiar akustyczny i materialny[ii]  – przede wszystkim dokonuje opisu liberalno-kapitalistycznego rozumu.