środa, 5 stycznia 2022

Maciej Jakubowiak, Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata

 

 


To się dobrze czyta. A to ważne. Pod koniec świata zasługujemy na dobre lektury. I to jest temat aktualny. Pandemia postawiła nas przed widmami końca świata czy ludzkości. Niestety, jak to bywa ze końcami, okazała się kolejnym rozczarowaniem. Chyba nie ma pokładać nadziei, że cokolwiek skończy. To samo i to samo – jedynie niekiedy intensywniej. Na horyzoncie mamy wprawdzie kryzys klimatyczny – pozostaje żywić nadzieję, że on nas nie zawiedzie.

 

Jakubowiak prowadzi nas przez różne wyobrażenia końca. Doskonale poruszając się między tworami kultury – ukazują na szerszym tle społecznym. I nie stroniąc od odniesień do (późnego) kapitalizmu. Jego narracja nie boi się też wątków politycznych – ukazując jak koniec świata może być wykorzystywany przez mroczne siły. Dowiedzmy się między innymi dlaczego Polacy żyją w postapo i jak to się ma do demokracji.

 

niedziela, 2 stycznia 2022

Michał Siermiński, Pęknięta „Solidarność”. Inteligencja opozycyjna a robotnicy 1964-1981

 

 


Ile można czytać o „Solidarności”, zapytałem sam siebie, gdy kupiłem książkę. Trochę z obowiązku, bo wciąż mam nadzieje, że uda się współnapisać coś więcej o „pedagogice solidarności”. Trochę, bo temat relacji między ruchem społecznym, robotnikami a intelektualistami wciąż mnie interesuje. Trochę, bo jednak „Solidarność” to było coś – nawet, gdy nie wiadomo do końca czym to „coś” było. Tylko że wszystkim tym lekko znudzony jestem. Dlatego Pęknięta trafiła na półkę, gdzie zalegają książki na czas wolny.

 

Długo tam nie posiedziała. Wszystko dzięki awarii samochodu. Potrzebowałem czegoś do czytania w autobusie. I tak zostałem pochłonięty. Siermiński mnie zachwycił. Po pierwsze, style snucia narracji; po drugie, ideami które prezentuje. Wydawało mi się, że Pęknięta to będzie co najwyżej przypis. Okazało się, że jest w niej wiele świeżości.

 

sobota, 1 stycznia 2022

Christiana Figueres, Tom Rivett-Carnac, Przyszłość zależy od nas


 


Depresja związana ze zmianami klimatycznymi, a już na pewno znaczne pogorszenie nastroju, nawiedza mnie od czasu nieudanej apokalipsy. O ile kiedyś można było poradzić sobie ze śmiercią odnajdując ja w nieśmiertelności gatunkowej, w kolejnych pokoleniach w których trwa nasze dzieło. To przestało działać, gdy cały gatunek może wymrzeć w niedługim czasie. Teraz wychylenia w przyszłość są jak spotkanie z najgorszymi monstrami. Rozpacz wydaje się racjonalnym wyjściem. Dość przyjemną strategią godzenia się z wymieraniem gatunku. Tylko, ale… jednocześnie, z przyczyn politycznych, namawia się mnie do nie popadania w mroczne nastroje. Rozpacz jest wrogiem wszelkiej możliwej próby powstrzymania końca ludzkości. Trzeba żywić nadzieję. Tylko czym? Smogiem?