Z Patricią Leavy łączy
mnie niewątpliwie coraz powszechniejsze wśród badaczy społecznych i
humanistycznych przekonanie o skostniałości obecnej produkcji akademickiej. Łączy
mnie również rozczarowanie i niechęć do typowego stylu pisania książek i
artykułów, których nikt potem nie czyta – nie tylko ze względu na dystrybucję produktów,
ale też ze wzglądu na ich wykonanie. Akademicy piszą dla akademików,
reprodukując wiedzę, która zostaje oddzielona od reszty społeczeństwa. Stosują
suchy, bezbarwny styl, naszpikowany żargonem sugerującym powagę myśli. W
efekcie ustalonych sposobów pisania w akademii otrzymujemy niestrawne zakalce,
które spożywamy z przykrością. Samo ich wytwarzanie również pozbawione jest
radości.
Badania jakościowe
próbują od wielu lat przekształcić uprawianie nauki. Podejmują się
eksperymentalnych form pisania oraz starają się czynić wiedzę dostępną
społeczeństwu. Szukają radości, słów zakorzenionych w doświadczeniu i doświadczenie
współtworzących, słów pełnych energii, wiatru i wilgotnej ziemi. Szukają sposobów
nawiązywania relacji wykraczających poza grono specjalistów, opuszczania murów
uniwersytetu w celu wspierania walki o sprawiedliwość, równość i troszcząc się
o głosy zmarginalizowane. Zwalczają dominującą władze i włączają się w
tworzenie alternatyw.
Dla mnie próbą wyjścia
poza skostniałą akademię, oddzieloną od życia, w której publikacje są jedynie
narzędziem pozycjonowania się w polu nauki, była autoetnografia. To ona
otworzyła mnie na inne bycie w uniwersytecie, na inne sposoby traktowania
wiedzy i wytwarzania tekstów. To ona otworzyła mnie na sztukę, którą obecnie
wykorzystuję w swoich pracach. Leavy w moim przypadku mówiła do osoby, co
poszła nawet dalej niż ona. Niemniej, słyszałem w jej głosie wsparcie.
Wspólność pragnień i snów.
Książka Leavy jako
wprowadzenie do badań opartych na sztuce jest projektem wielce interesującym. Nie
tylko ze względu na przeglądowość, pisząc o badaniach narracyjnych,
wykorzystywaniu fikcji literackiej, poezji, muzyki, tańcu, teatru, sztuk
wizualnych. Nie tylko ze względu na podejmowaną niekiedy i nieśmiało próbę
technicznego ujęcia problemu (co akurat uznaję za zwodnicze pragnienie). Nie tylko
ze względu na liczne przykłady badań. Nie tylko ze względu na jasny, prosty
styl. Przede wszystkim ze względu na to, że wchodzi ona w polski obieg naukowy.
I mam nadzieje, że będzie wirusem.
Książka Leavy stanowić
może element maszyny wojennej przeciwko dominacji skostniałych form aktywności
akademickiej, gnijących, nie-umarłych dyskursów pozytywistycznych i nekrofilnych
reform szkolnictwa wyższego. Może wspierać dyskusje o innych praktykach
badawczych i legitymizować „wywrotowców”, by nie ulegli oni jeszcze większej
marginalizacji. Jest jednym z tych głosów, które mogą intensyfikować
transformację uniwersytetów, samych akademików i inicjować przedefiniowywanie
pracy naukowej. I chociaż Leavy jest jak dla mnie dość umiarkowana, niekiedy
ulega tradycji czy jej język bywa zainfekowany pozytywizmem, to w polskim pejzażu,
gdzie trupy zbyt często udają żywych jest to pięść i dynamit.
Największą przyjemność sprawiało mi czytanie książki
w odniesieniu do polskiego kontekstu i reformy szkolnictwa wyższego. Nowa
reforma, przynajmniej w obszarach nauk społecznych i humanistycznych raczej
oddala nas od tendencji światowych, niż do nich przybliża. Badania oparte na
sztuce wymagają przemyślenia praktyk publikacyjnych, prezentowania „wyników”, „raportów”
czy szerzej funkcjonowania akademika w społeczeństwie.
Pod tym ostatnim
względem wydaje mi się, że Leavy może być interesująca dla osób spoza
uniwersytetów. Ogólnie akademicy to takie ufoludki o których niekiedy napisze
się coś skandalicznego w prasie. Niektórzy uważają nawet, że gdyby nas
zlikwidować to nic społeczeństwo by nie straciło. Tymczasem, badania oparte na
sztuce, niektóre badania jakościowe starają się nawiązywać łączność ze
społeczeństwem i wspólnie współtworzyć lepszy świat. Książka Leavy może przybliżyć
ludziom spoza akademii, pragnienia niektórych akademików – i może zainspirować
do jakiś wspólnych, wywrotowych projektów. Żywię taką naiwną nadzieję.
Patricia Leavy,
Metoda spotyka sztukę. Praktyki badawcze oparte na sztuce, tłum. K. Stanisz, J.
Kucharska, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa 2018.
Ciekawa propozycja, choć przyznam, że z takim gatunkiem nie mam zbytniego doświadczenia...
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz spotykam się z takim tematem - a w sumie może to być bardzo interesujące zagadnienie :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czytam o takim temacie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe podejście do badań, warto próbować i takich metod :-)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie!
OdpowiedzUsuńZupełnie nie moja kategoria książek, ale praca magisterska nie wybiera. W każdym razie dobrze, że ktoś chce coś zmienić w tych akademickich książkach.
OdpowiedzUsuńCzytałam. Z racji, że piszę poezję, nie mogłam ominąć tej pozycji wydawniczej. Zaciekawiła mnie przede wszystkim wzmianka o poezji i jej miejscu w nauce akademickiej i szkolnej.
OdpowiedzUsuń