Znacie
to wielokrotnie powtarzane przez różne telewizyjne gwiazdy słowa, kiedy mają
coś powiedzieć o książce – „to takie o życiu, nie, no, fajne, o życiu”. Bohaterowie
są fajni i akcja jest fajna – fajnie mówi jakaś tam gwiazda. Dzisiaj trochę się
wcielę w jednego z aktorów, który dorabiał mówiąc o literaturze.
Powiedzieć
o książce Hanya Yanagihara Małe życie,
że jest o życiu, nie jest pustym zdaniem do wypełniania czasu antenowego. To właśnie
to małe życie, zwykłe-niezwykłe, prozaiczne i magiczne, zostaje zapisane –
rozbite na różne perspektywy, różne opowieści, które splatają się ze sobą w
ujmującą liniową narracje. To nie czas spaja wielogłosowość, nie miejsca, nie
aktorzy – ale pewne pragnienie obrazu, który da się zrozumieć. I w tym sensie,
jest to książka, która o życiu kłamie.
Magiczny
język Yanagihara pozwalający rozkoszować się byciem, które się wyłania,
odsłania pod wpływem opowieści, bardziej intensywnie niż realne doświadczenie,
nie dociera do życia jako takiego. Nie ma przecież jednego narratora, nie ma
bezosobowej opowieści – każdy snuje własne wizje, tworzy sensy… życie, o ile
jest, jest w tym rozproszeniu, w tym opowiadaniu, zawsze własnym.
Tylko
czy wszyscy nie mówią o jednym, nie mówią o Jude – tym, który skrywa tajemnice,
doświadczył lepkiego mroku, cierpienia, które niejako może pulsować jedynie pod
powłoką świata z którym stykają się inni bohaterowie. Tak jakby mówili o Jude,
ponieważ jest to doświadczenie, które im umyka, o której się ocierają –
tajemnica – samo życie…
Życie,
którego doświadczają, jest życiem uprzywilejowanej grupy społecznej. Nienaznaczonej
rozpaczą realnej biedy, politycznego czy społecznego wykluczenia. To osoby
uprzywilejowane też w ten sposób, że mają szczęście zajmować się zawodowo tym,
co ich pasjonuje. Jude, poprzez swoje doświadczenia, może być tym światem,
który został wyparty. Tym życiem, którego mają szczęście nie doznawać.
Hanya
Yanagihara pomimo, że kłamie o życiu jako takim – mistrzowsko prowadzi opowieść
o jego przejawach. Prowadzi nas w głąb ludzkich przeżyć, pozwalając się
zagłębiać w światy różnych bohaterów. I chociaż mamy świat uprzywilejowanych, świat
zwycięzców to nie jest to świat glamour. Brud i brutalność, ból i cierpienie –
wdzierają się nie tylko przez opowieść Jude, ale też przez samo życie, w którym
wiele cierpienia po prostu się wydarza.
Małe życie
pochłania niczym najlepszy kryminał i wywołuje emocje jak doskonały horror. Opowieści
wcierają się, chwytają w mocnym uścisku, wykręcają wnętrzności – co jakiś czas
odkładałem książkę czując się jak po jakimś traumatycznym doświadczeniu. Słowa jeszcze
długo tkwiły we mnie – boleśnie i rozkosznie. I niczym narkoman, wracałem
odurzać się narracją, chociaż za oknem świtało…
Małe życie
to powieść, która nie pozostawia obojętnym, drażni, wzrusza, przeraża.
Hanya Yanagihara Małe życie, WAB, Warszawa, MMXVI.
Książka wydaje się bardzo ciekawa. Lubię takie zagłębienie się w postać, by bliżej ją poznać i wyobrazić Sobie sceny, które autor opisywał. Jeśli książka faktycznie wciąga, a słowa zostają w pamięci to musi być to dobra książka :)
OdpowiedzUsuńJuż o niej kiedyś słyszałam i od pewnego czasu się do niej przymierzam, ale ostatnio mam taki nawał innych rzeczy, również lektur, że chyba jeszcze trochę posiedzi na mojej liście "do przeczytania". ;)
OdpowiedzUsuńNagłośniejsza amerykanska powiesc, a ja kompletnie o niej nie slyszalam. Dzieki za rrcenzje ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne ujęcie zagadnienia!
OdpowiedzUsuńZ reguły omijam książki mocno promowane, bo różnie bywa z ich jakością, ale Ty mnie przekonałeś do "Małego życia". Tym bardziej, jeśli ta książka o życiu kłamie... ;-)