(Wprowadzenie
nie będące częścią recenzji)
Ostatnio
mało czytam książek, które mogę szczerze polecić. Większość to, zbyt
specjalistyczne publikacje. Dużo też zwykłych czytadeł, zapychaczy czasów mniej
lub bardziej przyjemnych, ale niczym się nie wybijających z masowej produkcji.
Zdarzyły się też książki bardzo złe. Tak złe jak samo zło, że nawet
zastanawiałem się, czy nie złamać przyjętej przeze mnie zasady i nie napisać
czegoś o tym na bloga. Przeczytałem fragment jednej takiej pseudo-powieści
mojemu terapeucie, gdy zapytał jak tam się czuję. Posiwiał, wyrwał sobie wszystkie
zęby i wyskoczył przez okno.
Napisanie
wrednego postu ostrzeżenia mogłoby ocalić komuś życie, rozmyślałem w pustym
gabinecie, a wiatr poruszał leniwie firankami. Tylko po co? Nie ma sensu
produkować złej energii, a ludzi i tak jest za dużo. Pozostańmy, przy
polecaniu. Tylko, co z blogiem? Jeżeli tendencja się utrzyma, to posty będą
pojawiać się tak rzadko, że nikt tu zaglądać nie będzie. I co wtedy? Gdzie
sława i chwała?