sobota, 3 sierpnia 2019

Rebecca Solnit, Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości



Od dłuższego czasu próbuję wrócić do aktywizmu. Od dłuższego czasu zmagam się z gęstą, mroczną rozpaczą. Są dni, gdy wydaje mi się, że losy świata są przesądzone. Idioci u władzy zatrują społeczeństwo nienawiścią i rozpalą faszystowską przemoc, aby dalej prowadzić swoje interesy. Korporacje i – znowu – politycy skutecznie zablokują wszelkie próby powstrzymania katastrofy klimatycznej. I tak dalej, i tak dalej – rozum i empatia zbankrutowały, została brutalna rzeczywistość rządzona przez wyznawców śmierci.

Za każdym razem, gdy zastanawiam się, co mogę jeszcze uczynić, dopada mnie głębokie przygnębienie – moja działanie i tak nie ma sensu, nie powstrzymam już maszyny zniszczenia. Spokojnie otwieram piwo. Oglądam obłąkany spektakl w oczekiwaniu na apokalipsę.


Wiele jest powodów do zwątpienia. Wiele jest powodów do rezygnacji. Nadzieja na lepszy świat, na zmianę, wydaje się jedynie szaleństwem.

Próbuję jednak szukać nadziei. Rezygnacja, rozpacz, to egzystencjalna śmierć.

Wiadomo, nie jest łatwo. Zwłaszcza, gdy nie chodzi o naćpany optymizm ignorujący grozę naszych czasów. Gdy nie chodzi również o nadzieję prywatną, że w tym całym szaleństwie może ja jakoś ocaleje.

Lektura książki Solnit jest niczym odrodzenie, a przynajmniej terapia. Chociaż może te sformułowania są mylące, bo mogą sugerować indywidualne rozumienie nadziei, powiązane z pracą nad sobą w oddzieleniu do działania w świecie. Tymczasem autorka swoje rozważana lokuje na poziomie społecznym.

Władcy jako siewcy rozpaczy i zniszczenia
Solnit zauważa, że rozpacz jest wytwarzana przez maszyny społecznego podporządkowania. Odbierając nadzieję, mogą swobodnie dalej prowadzić politykę strachu i nienawiści, wykorzystywać ludzi i dewastować środowisko. Stwarzają wizję swojego wszechpotężnego panowania. Wizję świata bez alternatywy, zdeterminowanego i zmierzającego do zagłady niezależnie co społeczeństwo zrobi. Pozbawiając nas utopii dają nam strach i nienawiść. Publiczne anty-publiczne pedagogie władzy mają wytworzyć podmioty wykastrowane z wyobraźnie, nieufne wobec innych i pełen zaufania do rządzących. Publiczne anty-publiczne pedagogie nie tylko opierają się na strachu, demonizowaniu jakiś innych ale też próbują pozbawić nas naszych naturalnych społecznych odruchów i ewolucyjnie zakorzenionej zdolności do samoorganizacji opartej na pomocy wzajemnej.

Solnit podaje przykłady, gdy ludzie podczas katastrof wykazywali się samoorganizacją i solidarnością, znacznie ograniczając liczbę ofiar. Odpowiedzią państwa było ograniczanie tych społecznych odruchów, wprowadzanie stanu wyjątkowego. Państwo nie tylko łamało formy oddolnej organizacji w której widziało zagrożenie dla własnego panowania, ale również pozbawiało życia pośrednio i bezpośrednio – „armia i Gwardia Narodowa powstrzymywały obywateli przed walką z ogniem i przed poszukiwaniem swoich rzeczy, strzelając do tych, których uznawały za rabusiów (w tym także do ratowników i do przypadkowych przechodniów), i najogólniej traktowały mieszkańców jak wrogów (zresztą zupełnie jak niektórzy funkcjonariusze dowodzący operacją ‘ratunkową’ po Katrinie)” (s. 224).

Solnit wychodząc od analiz ruchów społecznych, aktywności obywateli, normalnych, zwykłych bohaterów, ukazuje, że władze państwowe stanowią siłę destrukcyjną, antyspołeczną. Czytając fragmenty poświęcone samoorganizacji się i pomocy wzajemnej, która zostaje zniszczona przez państwo, nieustannie przypominałem sobie pisma Kropotkina. Anarchistyczny duch przesiąka zresztą nie tylko te momenty opowieści – cała opowieść jest zanurzona w wolnościowej perspektywie.

Rozpacza aktywizmu
Rozpacz jest nie tylko produkowana przez maszyny podporządkowania, ale również przez samo działanie kontr-maszyn. Moje odejście z aktywizmu wynikało z poczucia bezradności. Niezależnie ile energii nie wkładałem, nic się nie zmieniało. Żadnych zwycięstwa. Same porażki. Tak to widziałem.

Na spotkaniu promującym moją książkę w panelu brali udział uczestnicy strajku związanego z reformą Gowina oraz przedstawiciele Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Uczestniczka strajku stwierdziła, że teraz opanował ją mroczny nastrój i pesymistycznie ocenia wszelkie możliwości oporu.

Rzeczywiście, strajk się nie udał i szaleńcza niby reforma wchodzi w życie. Ale! Ale to było wydarzenie, przebłysk nadziei. Nawet jeżeli nie osiągnęło się sukcesu to strajk pokazał, że istnieje opór, że są podziemne rzeki, które mogą odmienić losy akademii, a także istnieje potencjał do budowania sieci alternatywnych. Ten gest, na początku garstki osób, rozpalił wyobraźnie w duszach i głowach wielu akademiczek i akademików. Dał siłę do przeciwstawiania się w innych miejscach kraju, podejmowania działań.

Solnit wskazuje, że niekiedy nasze aktywistyczne myślenie oparte na zasadzie rewolucja albo nic prowadzi do rozpaczy. Zwyciężamy, ale nie zwyciężyliśmy. Nasze działania, pisze autorka, wywołują niekiedy małe zmiany, drobne przesunięcia, czasami owocują, gdy nas już nie ma.

Z jądra kryzysu
Rozpacza nie tylko jest produkowana czy wynika z perspektywy aktywistycznej „wszystko albo nie”, ale też może być efektem wiedzy. Kryzys, za kryzysem, odradzanie się faszyzmu, zdemoralizowane jednostki obejmujące władzę i prowadzące antyspołeczną politykę, bezkarne korporacje, ograniczanie wolności słowa, przemoc i zmiany klimatu… Długo można zresztą wymieniać. Kto nie czół kiedykolwiek przytłaczającego mroku wynikającego ze świadomości cierpienia w świecie?

Solnit nie zaprzecza faktom. To, co nam proponuje to zmiana spojrzenia. Każdy kryzys jest możliwością. Nie tylko przynosi cierpienie, ale ukazuje w nas niekiedy to, co najlepsze. W momentach tych pojawia się radość wynikająca ze wspólnego działania poza podziałami ustanowionymi przez polityków.

„(…) wojny wybuchną, planeta się ogrzeje, gatunki wymrą, jednak to, jak wiele wojen, o ile stopni i które gatunki uda się ocalić, zależy od tego, czy podejmiemy jakieś działania. Przyszłość pogrążona jest w mroku, mroku zarówno łona, jak i grobu” (s. 37).

Mówienie i działanie w jądrze ciemności, jest powiązane ze świadomością otwarcia świata. Nic nie jest zdeterminowane, przyszłość jest niepewna. Nadzieja, to zawierzenie niepewności, wiara w możliwość zmiany, wychodzenie z teraźniejszości, a tym samym wymykanie się jej, dalsze jej nie-zamieszkiwanie.

Inna zmiana jest możliwa
Nadzieja wiąże się z określonym stosunkiem do świata, do przyszłości i do sensu aktywizmu. Solnit odrzuca klasyczne, marksistowskie wizje liniowej historii czy też polityki jako przejęcia władzy i ustanowienia raju na ziemi. Tego typu myślenie utopijne jest niebezpieczne. Dodatkowo produkuje rozpacz.

Solnit bardziej inspiruje się anarchistycznymi praktykami. Przywołuje ruch antyglobalistyczny czy Zapatystów jako formy współczesnego oporu. Zamiast przejmować władze, ludzie stają się władzą, są zmianą której pragną. „Zwyciężamy”, ale nigdy nie zwyciężymy. Świat nigdy nie będzie doskonały, a nasze działania rzadko kiedy skończą się pełnym sukcesem. Niemniej, każde działanie czyni zmianę. Robi szczeliny, drąży – podziemne rzeki wytwarzają piracką kulturę, która z czasem przechodzi w prawo, staje się normą.

To, że żyjemy w nie takich całkiem złych czasach jest wynikiem walk społecznych, aktywności obywatelek i obywateli. Politycy, korporacje, prawo – nie są elementem postępu, ale reagują na rozwój społeczeństwa. Prawa pracownicze, prawa kobiet, mniejszości nie zostały dane, ale wywalczone. Przez wielość zalewającą wiele przestrzenie społecznych.

Dodatkowo, mówi Solnit, nie należy patrzeć na to, co się wydarzyło, ale też na to, co się nie wydarzyło. Ile złych rzeczy powstrzymali aktywiści i aktywistki.

„Anioł historii odmiennej zachęca nas, byśmy uwierzyły i uwierzyli w to, co niewidzialne; Kojot zachęca nas, by zaufać fundamentalnej dziwaczności świata, jego poczuciu humoru, jego odporności” (s. 147-148)

Solnit przypomina nam naszą historię. Historię podziemną. Nasze zwycięstwa, nasze porażki, i niestrudzone działanie jako wyraz nie tyle świątecznego zaangażowania, co określonej relacji ze światem i z innymi istotami. Nigdy nie pójdziemy do domu, nigdy nie osiągniemy raju, ale możemy uczynić życie lepszym, możemy minimalizować cierpienie, ograniczać władzę polityków i korporacji.

Możemy śnić, nie żeby odpoczywać, ale by tworzyć.

Możemy nie pozwolić sobie na rozpacz.

Możemy, mimo wszystko, próbować żyć – inaczej, razem, poza i przeciw anty-publicznym pedagogiom.

Możemy tworzy maszyny wyobraźni, indiańskie wehikuły, zapatystowskie łodzie podwodne, drążyć podziemne korytarze i odkrywać nieznane.

„Piszemy historię własnymi stopami, własną obecnością i zbieranym przez nas zbiorowo głosem, naszymi zbiorowymi wizjami” (s. 29).

*
Książka „Nadzieja w mroku” to jedna z tych, która może odmienić życie. Posiada silny potencjał transformujący zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Solnit posiada dar tworzenia fascynujących, mądrych opowieści. Jej głos jest tym, czego trzeba nam, pogrążonym w mroku. Chociaż może niekiedy mówi rzeczy oczywiste, ale przypomnienie tych prostych prawd posiada emancypującą moc. „Nadzieja w mroku” to rozkosz, to otrzeźwienie, to – nadzieja. Radykalne, społeczna, przesączona wiarą w nas, w społeczeństwo, w nasza siłę, zdolność współpracy ponad podziałami.

Rebecca Solnit Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości, Karakter, Kraków 2019.

6 komentarzy:

  1. Naskrobałaś całkiem sporo, a mnie zaciekawiło i chyba sprawdzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niekoniecznie interesuję się polityką, aczkolwiek wierzę, że w zbiorowościach tkwi przeogromna siła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubie się zagłębiać w politykę, chociaż pewne formy aktywizmu nie są mi obce 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam w planach, czekam aż biblioteka doda okładkę i identyfikator, pierwsza w kolejce ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety totalnie nie moje klimaty, ale wpis ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz spotykam się z tą książką, ale to raczej nie moje klimaty, więc po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń