Od dłuższego czasu próbuję wrócić do
aktywizmu. Od dłuższego czasu zmagam się z gęstą, mroczną rozpaczą. Są dni, gdy
wydaje mi się, że losy świata są przesądzone. Idioci u władzy zatrują
społeczeństwo nienawiścią i rozpalą faszystowską przemoc, aby dalej prowadzić
swoje interesy. Korporacje i – znowu – politycy skutecznie zablokują wszelkie
próby powstrzymania katastrofy klimatycznej. I tak dalej, i tak dalej – rozum i
empatia zbankrutowały, została brutalna rzeczywistość rządzona przez wyznawców
śmierci.
Za każdym razem, gdy zastanawiam się, co
mogę jeszcze uczynić, dopada mnie głębokie przygnębienie – moja działanie i tak
nie ma sensu, nie powstrzymam już maszyny zniszczenia. Spokojnie otwieram piwo.
Oglądam obłąkany spektakl w oczekiwaniu na apokalipsę.
Wiele jest powodów do zwątpienia. Wiele
jest powodów do rezygnacji. Nadzieja na lepszy świat, na zmianę, wydaje się
jedynie szaleństwem.
Próbuję jednak szukać nadziei.
Rezygnacja, rozpacz, to egzystencjalna śmierć.
Wiadomo, nie jest łatwo. Zwłaszcza, gdy
nie chodzi o naćpany optymizm ignorujący grozę naszych czasów. Gdy nie chodzi
również o nadzieję prywatną, że w tym całym szaleństwie może ja jakoś ocaleje.
Lektura książki Solnit jest niczym
odrodzenie, a przynajmniej terapia. Chociaż może te sformułowania są mylące, bo
mogą sugerować indywidualne rozumienie nadziei, powiązane z pracą nad sobą w
oddzieleniu do działania w świecie. Tymczasem autorka swoje rozważana lokuje na
poziomie społecznym.
Władcy
jako siewcy rozpaczy i zniszczenia
Solnit zauważa, że rozpacz jest
wytwarzana przez maszyny społecznego podporządkowania. Odbierając nadzieję,
mogą swobodnie dalej prowadzić politykę strachu i nienawiści, wykorzystywać
ludzi i dewastować środowisko. Stwarzają wizję swojego wszechpotężnego
panowania. Wizję świata bez alternatywy, zdeterminowanego i zmierzającego do
zagłady niezależnie co społeczeństwo zrobi. Pozbawiając nas utopii dają nam
strach i nienawiść. Publiczne anty-publiczne pedagogie władzy mają wytworzyć
podmioty wykastrowane z wyobraźnie, nieufne wobec innych i pełen zaufania do
rządzących. Publiczne anty-publiczne pedagogie nie tylko opierają się na
strachu, demonizowaniu jakiś innych ale też próbują pozbawić nas naszych
naturalnych społecznych odruchów i ewolucyjnie zakorzenionej zdolności do samoorganizacji
opartej na pomocy wzajemnej.
Solnit podaje przykłady, gdy ludzie
podczas katastrof wykazywali się samoorganizacją i solidarnością, znacznie
ograniczając liczbę ofiar. Odpowiedzią państwa było ograniczanie tych
społecznych odruchów, wprowadzanie stanu wyjątkowego. Państwo nie tylko łamało
formy oddolnej organizacji w której widziało zagrożenie dla własnego panowania,
ale również pozbawiało życia pośrednio i bezpośrednio – „armia i Gwardia
Narodowa powstrzymywały obywateli przed walką z ogniem i przed poszukiwaniem
swoich rzeczy, strzelając do tych, których uznawały za rabusiów (w tym także do
ratowników i do przypadkowych przechodniów), i najogólniej traktowały
mieszkańców jak wrogów (zresztą zupełnie jak niektórzy funkcjonariusze
dowodzący operacją ‘ratunkową’ po Katrinie)” (s. 224).
Solnit wychodząc od analiz ruchów
społecznych, aktywności obywateli, normalnych, zwykłych bohaterów, ukazuje, że
władze państwowe stanowią siłę destrukcyjną, antyspołeczną. Czytając fragmenty
poświęcone samoorganizacji się i pomocy wzajemnej, która zostaje zniszczona
przez państwo, nieustannie przypominałem sobie pisma Kropotkina. Anarchistyczny
duch przesiąka zresztą nie tylko te momenty opowieści – cała opowieść jest
zanurzona w wolnościowej perspektywie.
Rozpacza
aktywizmu
Rozpacz jest nie tylko produkowana przez
maszyny podporządkowania, ale również przez samo działanie kontr-maszyn. Moje odejście
z aktywizmu wynikało z poczucia bezradności. Niezależnie ile energii nie
wkładałem, nic się nie zmieniało. Żadnych zwycięstwa. Same porażki. Tak to
widziałem.
Na spotkaniu promującym moją książkę w
panelu brali udział uczestnicy strajku związanego z reformą Gowina oraz
przedstawiciele Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Uczestniczka strajku
stwierdziła, że teraz opanował ją mroczny nastrój i pesymistycznie ocenia
wszelkie możliwości oporu.
Rzeczywiście, strajk się nie udał i
szaleńcza niby reforma wchodzi w życie. Ale! Ale to było wydarzenie, przebłysk
nadziei. Nawet jeżeli nie osiągnęło się sukcesu to strajk pokazał, że istnieje
opór, że są podziemne rzeki, które mogą odmienić losy akademii, a także
istnieje potencjał do budowania sieci alternatywnych. Ten gest, na początku
garstki osób, rozpalił wyobraźnie w duszach i głowach wielu akademiczek i
akademików. Dał siłę do przeciwstawiania się w innych miejscach kraju,
podejmowania działań.
Solnit wskazuje, że niekiedy nasze
aktywistyczne myślenie oparte na zasadzie rewolucja albo nic prowadzi do
rozpaczy. Zwyciężamy, ale nie zwyciężyliśmy. Nasze działania, pisze autorka,
wywołują niekiedy małe zmiany, drobne przesunięcia, czasami owocują, gdy nas
już nie ma.
Z
jądra kryzysu
Rozpacza nie tylko jest produkowana czy
wynika z perspektywy aktywistycznej „wszystko albo nie”, ale też może być
efektem wiedzy. Kryzys, za kryzysem, odradzanie się faszyzmu, zdemoralizowane
jednostki obejmujące władzę i prowadzące antyspołeczną politykę, bezkarne
korporacje, ograniczanie wolności słowa, przemoc i zmiany klimatu… Długo można
zresztą wymieniać. Kto nie czół kiedykolwiek przytłaczającego mroku wynikającego
ze świadomości cierpienia w świecie?
Solnit nie zaprzecza faktom. To, co nam
proponuje to zmiana spojrzenia. Każdy kryzys jest możliwością. Nie tylko
przynosi cierpienie, ale ukazuje w nas niekiedy to, co najlepsze. W momentach
tych pojawia się radość wynikająca ze wspólnego działania poza podziałami
ustanowionymi przez polityków.
„(…) wojny wybuchną, planeta się
ogrzeje, gatunki wymrą, jednak to, jak wiele wojen, o ile stopni i które
gatunki uda się ocalić, zależy od tego, czy podejmiemy jakieś działania.
Przyszłość pogrążona jest w mroku, mroku zarówno łona, jak i grobu” (s. 37).
Mówienie i działanie w jądrze ciemności,
jest powiązane ze świadomością otwarcia świata. Nic nie jest zdeterminowane,
przyszłość jest niepewna. Nadzieja, to zawierzenie niepewności, wiara w
możliwość zmiany, wychodzenie z teraźniejszości, a tym samym wymykanie się jej,
dalsze jej nie-zamieszkiwanie.
Inna
zmiana jest możliwa
Nadzieja wiąże się z określonym
stosunkiem do świata, do przyszłości i do sensu aktywizmu. Solnit odrzuca
klasyczne, marksistowskie wizje liniowej historii czy też polityki jako
przejęcia władzy i ustanowienia raju na ziemi. Tego typu myślenie utopijne jest
niebezpieczne. Dodatkowo produkuje rozpacz.
Solnit bardziej inspiruje się
anarchistycznymi praktykami. Przywołuje ruch antyglobalistyczny czy Zapatystów
jako formy współczesnego oporu. Zamiast przejmować władze, ludzie stają się
władzą, są zmianą której pragną. „Zwyciężamy”, ale nigdy nie zwyciężymy. Świat
nigdy nie będzie doskonały, a nasze działania rzadko kiedy skończą się pełnym
sukcesem. Niemniej, każde działanie czyni zmianę. Robi szczeliny, drąży –
podziemne rzeki wytwarzają piracką kulturę, która z czasem przechodzi w prawo,
staje się normą.
To, że żyjemy w nie takich całkiem złych
czasach jest wynikiem walk społecznych, aktywności obywatelek i obywateli.
Politycy, korporacje, prawo – nie są elementem postępu, ale reagują na rozwój
społeczeństwa. Prawa pracownicze, prawa kobiet, mniejszości nie zostały dane,
ale wywalczone. Przez wielość zalewającą wiele przestrzenie społecznych.
Dodatkowo, mówi Solnit, nie należy
patrzeć na to, co się wydarzyło, ale też na to, co się nie wydarzyło. Ile złych
rzeczy powstrzymali aktywiści i aktywistki.
„Anioł historii odmiennej zachęca nas,
byśmy uwierzyły i uwierzyli w to, co niewidzialne; Kojot zachęca nas, by zaufać
fundamentalnej dziwaczności świata, jego poczuciu humoru, jego odporności” (s. 147-148)
Solnit przypomina nam naszą historię. Historię
podziemną. Nasze zwycięstwa, nasze porażki, i niestrudzone działanie jako wyraz
nie tyle świątecznego zaangażowania, co określonej relacji ze światem i z
innymi istotami. Nigdy nie pójdziemy do domu, nigdy nie osiągniemy raju, ale
możemy uczynić życie lepszym, możemy minimalizować cierpienie, ograniczać
władzę polityków i korporacji.
Możemy śnić, nie żeby odpoczywać, ale by
tworzyć.
Możemy nie pozwolić sobie na rozpacz.
Możemy, mimo wszystko, próbować żyć –
inaczej, razem, poza i przeciw anty-publicznym pedagogiom.
Możemy tworzy maszyny wyobraźni,
indiańskie wehikuły, zapatystowskie łodzie podwodne, drążyć podziemne korytarze
i odkrywać nieznane.
„Piszemy historię własnymi stopami,
własną obecnością i zbieranym przez nas zbiorowo głosem, naszymi zbiorowymi
wizjami” (s. 29).
*
Książka „Nadzieja w mroku” to jedna z
tych, która może odmienić życie. Posiada silny potencjał transformujący zarówno
w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. Solnit posiada dar tworzenia
fascynujących, mądrych opowieści. Jej głos jest tym, czego trzeba nam,
pogrążonym w mroku. Chociaż może niekiedy mówi rzeczy oczywiste, ale
przypomnienie tych prostych prawd posiada emancypującą moc. „Nadzieja w mroku”
to rozkosz, to otrzeźwienie, to – nadzieja. Radykalne, społeczna, przesączona
wiarą w nas, w społeczeństwo, w nasza siłę, zdolność współpracy ponad
podziałami.
Rebecca
Solnit Nadzieja w mroku. Nieznane opowieści, niebywałe możliwości, Karakter,
Kraków 2019.
Naskrobałaś całkiem sporo, a mnie zaciekawiło i chyba sprawdzę ;)
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie interesuję się polityką, aczkolwiek wierzę, że w zbiorowościach tkwi przeogromna siła.
OdpowiedzUsuńNie lubie się zagłębiać w politykę, chociaż pewne formy aktywizmu nie są mi obce 😉
OdpowiedzUsuńMam w planach, czekam aż biblioteka doda okładkę i identyfikator, pierwsza w kolejce ;)
OdpowiedzUsuńNiestety totalnie nie moje klimaty, ale wpis ciekawy :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z tą książką, ale to raczej nie moje klimaty, więc po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuń