środa, 11 listopada 2020

Andrzej Turowski: Manifest. Sztuka, która wznieca niepokój

 

Książka-manifest została napisana w czasie społecznego wzburzenia, kolejnego zrywu prodemokratycznego. I to napięcie, które rozlało się po ulicach większości krajów, wydaje się przenikać narracje autora. A może jedynie przejawia się w mojej lekturze. Lekturze podejmowanej kilku latach od czasu publikacji. Przez ten czas zmieniło się wiele. Partia podjęła próby podporządkowania sobie wszystkich elementów życia społecznego. Sztuka ma stanowić element podporządkowujący pod wizję świata prezentowaną przez władzę. Na ulicach pojawiły się ruchy faszyzujące. Czas, który upłynął od chwili publikacji, nie czyni jednak manifestu czymś przeszłym. Wręcz przeciwnie – staje się on istotnym w danym momencie historycznym nawoływaniem o sztukę zaangażowaną, prodemokratyczną. W momencie zachwiania się demokracji w tej niedoskonałej formie, w momencie prób wprowadzania autorytarnych rządów, tekst Turowskiego czyta się niczym bojowe wezwanie. Wezwanie świadome mroku, ale też pełne nadziei.

 

sobota, 31 października 2020

James C. Scott Jak udomowiono człowieka

 

Thomas Hobbes w klasycznym fragmencie opisuje stan przedpaństwowy jako stan wojny wszystkich ze wszystkimi, gdzie wiedzie się egzystencje mroczną i zwierzęcą.

„W takim stanie nie ma miejsca na pracowitość, albowiem niepewny jest owoc pracy; i co za tym idzie, nie ma miejsca na uprawę ziemi ani na żeglowanie, nie ma bowiem żadnego pożytku z dóbr, które mogą być przywiezione morzem; nie ma wygodnego budownictwa; nie ma narzędzi do poruszania i przesuwania rzeczy, co wymaga wiele siły; nie ma wiedzy o powierzchni ziemi ani obliczania czasu, ani sztuki, ani umiejętności, ani sztuki słowa, ani społeczności. A co najgorsze, jest bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie” [Hobbes, 2005: 207] 

sobota, 13 czerwca 2020

Jagoda Ratajczak Języczeni. Co język robi naszej głowie




Od jakiegoś czasu kwestie pisania i mówienia w innym języku stały się dla mnie dość istotne. Będąc autoetnografem i podejmując różne próby tworzenia po angielsku odczuwałem dziwną obcość. Specyficzne wydziedziczenie z własnego doświadczenia, emocji i myśli, które wciskałem w słowa nieobecne w opisywanych wydarzeniach. O ile każde pisanie jest utratę, to pisanie w języku obcym było utratą podwójną. A może, po prostu, utratą inną – jeszcze nieoswojoną.

Coś traciłem, ale też coś zyskiwałem – dystans, obcość, nowe, intensywniejsze doświadczenie utraty, otwierało na inne ujęcia wydarzeń, pozwalało pisać wersje, które nie pojawiłyby się w oswojonym języku. Oczywiście, wiele z mrocznych stron pisania w języku, którego się nie zamieszkuje, przypisywałem mojej słabej jego znajomości. Lektura książki Ratajczak uzmysłowiła mi, że to nie do końca moja wina. Co oczywiście nie znaczy, że nad językiem nie muszę pracować…

środa, 1 stycznia 2020

Jakub Żulczyk, Czarne słońce



„Czarne Słońce płonie. Czarne Słońce spali wszystko, co znasz.
(…)
A potem zje się samo. I będziesz miał swoją nicość” (Żulczyk, 2019: 462).

Super, że pisarze podejmują aktualne problemy, że kierują swoją uwagę w stronę polityki. I że nie są to tylko prawicowe mniej lub bardziej skrajne oszołomy. Bardzo mnie cieszy, że próbują się angażować i swoim pisaniem robić różnicę. Niemniej, często efekty są dość słabe. Dziesięć godzin Nurowskiej to przepisy z Gazety Wyborczej, zaś Bardo mimo, że śmieszne, to jednak zanurzone w elitarystycznej retoryce. W obu przypadkach mamy do czynienia z mówieniem do tych, co z nami się zgadzają. W obu przypadkach nie mamy do czynienia z próbą zrozumienia, ukazania złożoności i wypracowania oryginalnej, wnikliwej i przejmującej krytyki.