„Czarne Słońce płonie.
Czarne Słońce spali wszystko, co znasz.
(…)
A potem zje się samo. I
będziesz miał swoją nicość” (Żulczyk, 2019: 462).
Super, że pisarze
podejmują aktualne problemy, że kierują swoją uwagę w stronę polityki. I że nie
są to tylko prawicowe mniej lub bardziej skrajne oszołomy. Bardzo mnie cieszy,
że próbują się angażować i swoim pisaniem robić różnicę. Niemniej, często efekty
są dość słabe. Dziesięć godzin Nurowskiej to przepisy z Gazety Wyborczej, zaś
Bardo mimo, że śmieszne, to jednak zanurzone w elitarystycznej retoryce. W obu
przypadkach mamy do czynienia z mówieniem do tych, co z nami się zgadzają. W
obu przypadkach nie mamy do czynienia z próbą zrozumienia, ukazania złożoności
i wypracowania oryginalnej, wnikliwej i przejmującej krytyki.
Co na to Żulczyk?
Pisarz komercyjny, ale sprawny. Dla mnie raczej wspierający konserwatywną
narracje. Ślepnąc od świateł czy Wzgórze Psów to ponure wizje, które budzą
obrzydzenie do ludzkości i świata. Takie odczucia mogą karmić nihilistyczne
pragnienia – nie jest to jednak nihilizm radosny, ale ponury, mroczny i lepiący
mroczne odpowiedzi. Kiedy usłyszałem o tym, że Żulczyk popełnił książkę
polityczną, o Polsce, z ciekawością sięgnąłem po Czarne Słońce. I co?
No nie wiem.
Skoro
piszę o książce na blogu, to znaczy, że ją polecam. I tak, warto czytać.
Żulczyk jest dobrym rzemieślnikiem i dostarcza porządnej rozrywki. I nie
wchodzi on w wytarte narracje krytyczne, ale próbuje jakoś sam sobie wszystko
poukładać. Tak jakby historia Gruza była pewną terapią i oczyszczeniem.
Żulczyk
ma tendencje do wyolbrzymiania, narracje pęcznieją i docierają do własnych
granic, trzeszcząc i niemal się unicestwiając. To, co ja odbierałem jako
konserwatywną wizję świata autora, może być uznane za próbę takiego
spotęgowania tejże, że staje się ona obrzydliwa i nie do utrzymania, już nie do
wypowiedzenia. Jednocześnie w Ślepnąc od świateł czy we Wzgórzu Psów, zamyka on
opowieść tak, jakby pomimo całego obrzydlistwa nie istniało żadne zewnętrze.
Czarne
Słońce kieruje się w stronę zewnętrzności. Nie chodzi jedynie o potęgowanie,
doprowadzanie narracji prawicowej do ekstremu, gdzie mówienie dalej w tej
logice jest już czystym szaleństwem i moralnym upadkiem. To się dzieje, ale to
nie wszystko. Żulczyk dla swojej krytyki próbuje wprowadzić jakiś punkt zewnętrzny,
inny zestaw wartości, inną narracje. Nie odnajduje jej w lewicowej wrażliwości.
O ile jakoś tam może i ona rozbrzmiewa, to zostaje przerysowana i co
najważniejsze - bezbronna.
Dla
Gruza i jemu podobnych, to, co przychodzi z zewnątrz jest już we wnętrz,
rozbrojone, wyśmiane i nadające się tylko do eksterminacji. Zmiana nie może
nadejść w wyniku debaty, wymiany argumentów. I to nie tylko dlatego, że Gruz
rozwali ci łeb nim wypowiesz dwa zdania, ale dlatego, że Gruz dobrze wie, co
powiesz. Jest odporny na lewicową, liberalną czy inną tęczową zarazę.
Zmiana
też nie zachodzi poprzez doświadczenia. Nie mamy do czynienia ze zderzeniem
między ideologią a faktami, między propagandą a życiem. Nie ma faktów, życia i
doświadczenia wolnego od ideologii. Każde doświadczenie staje się zrozumiałe
dzięki narracji – a tą Gruz jest przesączony.
Gdzie
zatem Żulczyk może znaleźć nadzieję? – w interwencji pozaziemskiej, w mocach
pozaludzkich. To, co może zmienić tych prawicowych oszołomów, to jest cud.
Boska interwencja pozwala zatrzymać czarne okulary i jednocześnie spojrzeć
inaczej.
Nie
jestem pewien na ile to spojrzenie jest inne. Na ile jest rzeczywiście radosne,
a na ile wręcz przeciwnie? Na ile Żulczyk jest w stanie wzbudzić nadzieję, a na
ile mówi nam – nie ma szans, tylko koniec świata, z tymi ludźmi to już nic się
nie da zrobić? Zewnętrze które wprowadza jest kruche i niekiedy stanowi jedynie
odbicie tego, co jest. Tak jakby przez przypadek wprowadził lustro.
Możliwe,
że lustro jest nam potrzebne. Samoświadomość, refleksyjność, rodzi się ze
spoglądania we własną mordę. I nie bez powodu Gruz nosi maskę, i nie bez powodu
nie może na siebie patrzeć. W tej perspektywie Żulczyk jawi się jako moralista.
To wciąż bezpieczna i powierzchowna krytyka polskiej rzeczywistości. Chociaż na
szczęście wolna od elitaryzmu i lamentów z Wyborczej.
Jakub
Żulczyk, Czarne Słońce, Warszawa 2019.
Świetna recenzja! Aktualnie szukam pozycji, które poruszają współczesne problemy, jednak jest co ciężkie, ponieważ większość autorów w sposób skrajny opisuje naszą rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że jest to pozycja po która powinnam sięgnąć :)
Pozdrawiam