Fantastyką
zaczytywałem się będąc w szkole podstawowej. Pierwsze doświadczenia z
literaturą się zaczęły od niej Bracia
Lwie Serce czy Ronja, córka zbójnika
były przez mnie zaczytywane na równi z komiksami o super bohaterach, magazynem Fenix (Nowa Fantastyka wydawała mi się jakoś bardziej nudnawa), horrorami
i syfy’ami, fantasy, których autorów i tytułów już nie pamiętam.. Rodzice rwali
włosy, że takie powieści zatrują mi mózg i co, to ze mnie wyrośnie… Wiadomo,
jak z każdego, nic dobrego[i].
Miłość
minęła, a ja zacząłem czytać poważna literaturę, kryminały i książki naukowe. Nie
traktowałem jednak minionej fascynacji jako błędu młodości; ani jako złego
gustu z którego wyrosłem: lektury mam teraz poważniejsze do jestem trochę
starszy… Po prostu, tak bywa, przestało iskrzyć. Przestałem śledzić najnowsze
produkcje, omijałem półki w księgarniach i bibliotekach – fantastyka została
jedynie miłym wspomnieniem. Nic więc dziwnego, że przegapiłem polskie wydania
China Miéville.
O
Miéville dowiedziałem się przypadkowo. Trafiałem na niego podczas lektur
akademickich czy to dotyczących monstrów kapitalizmu, czy to związanych z
problemami edukacji. Miasto i miasto
znałem z analiz Lewisa
o uczeniu się widzenia i niewidzenia. Sam zaś poznałem książkę również przez
przypadek, podczas spotkania z koleżanką z innego uniwersytetu – usiadła w
kawiarnio-księgarni tak, że tuż nad jej głową dostrzegłem znane nazwisko. I
tak, po kilku godzinach dyskusji, wyszedłem bogatszy o doświadczenia, z dwiema
książkami Miéville w plecaku i małym debetem na karcie.
Piszę
o tym wszystkim z jednej strony, aby usprawiedliwić swoją ignorancję; z
drugiej, aby ujawnić swoistą perspektywę, z której czytałem Miasto i miasto. Jest jeszcze trzecia
strona, pomiędzy, niewidoczna, a kontrolująca wszystkie: lubię pisać o sobie.
Mógłbym
pisać o Mieście i mieście w
kontekście inspiracji akademickich, podkreślając jak wiele pedagodzy mogą z
niej wyciągnąć – chociaż nie wiem czy Lewis nie wyczerpał tutaj tematu. Mógłbym
tak pisać, bo też zainspirowany wykorzystaniami Miéville przez akademików, sam
poszukiwałem takowych. Znalazłem jedynie dodatkowy materiał dydaktyczny, dzięki
któremu będę mógł studentkom i studentom przybliżyć pewne kwestie.
Akademicki
wampiryzm nie został nasycony – chociaż, takie nasycenia, potrafią przychodzić
z czasem, w najmniej spodziewanych momentach. Proces trawienia tekstu jest dość
skomplikowany i niejasny. Zwłaszcza, że wciąż pozostaje jeszcze pod urokiem
książki.
Miasto i miasto
przede wszystkim urzekło mnie jako byłego miłośnika fantastyki i aktualnego
wielbiciela kryminałów. Chandlerowsko-kafkowski klimat pochłania od pierwszych
stron. Biorąc pod uwagę aspekt rozrywkowy, to Miéville dostarcza wysokiej klasy
przyjemności. Nie jest to jednak zwykłe czytadło, typowa produkcja według zasad
jak zaspokoić klienta. Miasto i miasto
to książka, którą można porównać z najlepszymi tworami Le Guin czy Silverberga.
China
Miéville jest lewicującym pisarzem i aktywistą. Nie znajdziemy jednak w Miasto i miasto nachalnej propagandy,
manifestu politycznego. Chociaż książka niewątpliwie dotyczy władzy (i
edukacji, co na jedno wychodzi), to krytyka przeprowadzana jest w bardzo
subtelny sposób. W sposób w jaki działa sama władza.
Chandlerowski
klimat i sposób prowadzenia narracji buduje pierwszy poziom krytyki znany z
pisarstwa mistrza kryminału. Przegniłe i skorumpowane elity niszczące
społeczeństwo, splatanie się polityki i świata przestępczego. Do tego nie do
końca miły, ale w sumie dobry detektyw po przejściach, samotny wilk unikający
brudnych układów.
Miéville
byłby jedynie naśladowcą, gdyby poprzestał na tym. Inspektor Tyadora Borlú
budzi naszą sympatię i jest naszym przewodnikiem po dziwnym mieście, a raczej
miastach. Nie jest on jednak, pomimo swojej chandlerowskiej moralności
przeciwnikiem władzy. Mało tego, okaże się, że jego przekonania doprowadzą do
utożsamia się z nią.
Miéville
zadając pytanie o źródło władzy, wskazuje na istotny element wychowania. To ono
staje się podstawą utrzymywania stosunków, podziału a także wszechwładzy
Przekroczeniówki. Władza z jednej strony jest iluzją, teatrem wytwarzającym jej
autorytet. Z drugiej, kruchość panowania zapewniana jest przez same podmioty,
które w codziennych działaniach postępują zgodnie z nią. Jest więc ona wewnątrz
naszych ciał – sposobach poruszania się po ulicach, w oczach, które nawykły do
widzenia czegoś i jednocześnie niewidzenia czegoś innego. Wiąże się z
tożsamością – nie tylko nacjonalistów w obu miastach, ale też zwykłych ludzi,
codziennie podkreślających swoją przynależność, myślących o sobie w kategoriach
oddzielonych miast. Oddzielenia, które muszą nieustannie sami podtrzymywać. Być
uważni, aby nie przekroczyć – a przynajmniej nie dać się na tym przyłapać. Władza niejako ulega rozproszeniu a jednocześnie koncentracji - to bardzo foucaultowskie ujęcie.
China
Miéville zachwycił mnie jako pisarz,
a Miasto i miasto sprawiło, że debet
na karcie się zwiększył, zaś na moich półkach pojawiły się prawie wszystkie
książki autora.
China Miéville
Miasto i miasto, Poznań 2010.
[i] Książki
Astrid możliwe, że stworzyły ze mnie anarchistę. Uważajcie rodzice! Jeszcze
wasze dzieci pokochają wolność.
Moje pierwsze spotkanie z fantastyką to również byli Bracia Lwie Serce! Dla dziesięcioletniej mnie to było arcydzieło. Tyle, że ja do tej pory zostałam fanką fantastyki, a z kryminałami miałam przelotny romans, ale mi już przeszło.
OdpowiedzUsuńCo do tej książki, to znam ją i lubię, strasznie spodobał mi się ten pomysł na przenikające się miasta. Czytałam jeszcze dwie inne książki tego autora i stwierdzam, że ma on niesamowitą wyobraźnię i kiedyś na pewno jeszcze do niego wrócę.
Astrid jest super. Ja teraz czytam Dworzec Perdido - równie dobre
UsuńRównież należę do grona czytelników Braci Lwie Serce i Ronji (choć to Narnia była moja ulubioną), a Mieville ma rzeczywiście rewelacyjne pomysły, muszę koniecznie nadrobić tę książkę.
OdpowiedzUsuń