Depresja
związana ze zmianami klimatycznymi, a już na pewno znaczne pogorszenie
nastroju, nawiedza mnie od czasu nieudanej apokalipsy. O ile kiedyś można było
poradzić sobie ze śmiercią odnajdując ja w nieśmiertelności gatunkowej, w
kolejnych pokoleniach w których trwa nasze dzieło. To przestało działać, gdy
cały gatunek może wymrzeć w niedługim czasie. Teraz wychylenia w przyszłość są
jak spotkanie z najgorszymi monstrami. Rozpacz wydaje się racjonalnym wyjściem.
Dość przyjemną strategią godzenia się z wymieraniem gatunku. Tylko, ale… jednocześnie,
z przyczyn politycznych, namawia się mnie do nie popadania w mroczne nastroje.
Rozpacz jest wrogiem wszelkiej możliwej próby powstrzymania końca ludzkości.
Trzeba żywić nadzieję. Tylko czym? Smogiem?
Po
Przyszłość zależy od nas. Przewodnik po kryzysie klimatycznym dla
niepoprawnych optymistów sięgnąłem ze względu na „optymizm” zawarty w
tytule. Traktując lekturę trochę jako terapię. Trochę, aby utwierdzić się w
pesymizmie. Część mnie miała nadzieje na uleczenie, podczas gdy inna pragnęła
umocnienia się w kojącej rozpaczy. Obie części równie zostały zaspokojone, co
nie.
Nie
chcę polemizować z perspektywą ujmowania kryzysu klimatycznego, ani z
propozycjami działań. Styl notek polecających nie mieści w sobie przyciężkawych
rozważań. I nie skończyłoby się na notatce, ale czymś dłuższym. Nie blogowym w
każdym razie. Tym, co mnie ujęło w całej książce jest zestawienie dwóch
opowieści od odmiennych wizjach świata, który tworzymy i który możemy stworzyć.
Opowieści
te ukazują, że w kryzysie klimatycznym nie chodzi jedynie o przetrwanie lub
nie, ale o przemianę. Kryzys, jak to z kryzysami bywa, stanowić może okazję do
transformacji nas samych i naszych społeczeństw. Zarysowywana przez autorów
konieczna utopia reanimowała moje anarchistyczne pragnienia, odpowiadała
wizjom, które gdzieś tam, w mglistej postaci majaczą. Ta zmiana oczywiście, jak
wiadomo, jest trudna do wyobrażania sobie, bo oznaczałaby koniec kapitalizmu.
Kryzys
klimatyczny wyczerpał nie tylko planetę, ale i dominujące opowieści o nas, o
jednostkach, społeczeństwach, sensach życia i tego typu rzeczach. Przyszłość
upomina się o konieczność nowej opowieści. I stara się nam pomóc w jej
wymyślaniu. Opowieść, nowa opowieść, zanurzona musi być w odmiennej etyce –
otwartej na byty nieludzkie, ujmujące to, co ludzkie w powiązaniu z innymi. Bardziej
otwarta i porzucająca logikę granic, którą umacnia stara opowieść, widząc w
murach możliwość ocalenia w kończącym się świecie. Nowa opowieść to też przepracowanie
naszych pragnień – obecnie społecznie konstruowanych tak by poszukiwać radości
w konsumpcji i pracy, w nieustannym pochłaniania i przerabianiu świata.
oczywiście jest to radość mająca swoje korzenie w smutku kapitalistycznego
życia. Smutku, który przytłacza i dusi jak powietrze w miastach.
Mój
dyslektyczny mózg zmienił tytuł i zamiast „zależeć” czytałem „należeć” – w
pewnym sensie to, czy przyszłość będzie należeć do nas, zależy od nas. I jak
zawsze, można się nie zgadzać z autorami – wydaje się jednak, że warto ich
wysłuchać. Zwłaszcza, gdy dopada nas mroczna rozkosz bezradności. Nie
gwarantuję, że lektura nas z niej wyleczy. Przyszłość jako przewodnik ma jedną
wadę. Zbyt dużo wagi przywiązuje do działań jednostek. Wiem, że autorzy chcą
udowodnić że my możemy coś zmienić, i że to my możemy odzyskać świat i
przyszłość. Zapominają chyba o potędze polityków i korporacji – a to są właśnie
te podmioty, które skutecznie przyczyniają się do wymierania ludzkości. No, ale
wiadomo, przyszłość należy do nas, chociaż to zależy.
Christiana
Figueres, Tom Rivett-Carnac, Przyszłość zależy od nas, Warszawa 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz