poniedziałek, 4 stycznia 2021

Rebecca Solnit Mężczyźni objaśniają mi świat

 



 

Pisanie Solnit zakorzenione jest w określonym momencie, mocno osadzone w konkretnych wydarzeniach. Mimo to jej słowa brzmią niesamowicie aktualnie. Kiedy czytałem Nadzieje w mroku, to miałem wrażenie, że została napisana tuż przed chwilą, w obliczu tego, z czym się zmagamy. Takie samo uczucie nachodziło mnie podczas lektury Mężczyźni objaśniają mi świat. Możliwe, że to dlatego, że wojna o której pisze, uległa intensyfikacji w kraju, gdzie rządzący konserwatyści próbują pouczyć kobiety i całkowicie je sobie podporządkować.

 

„Być może mamy do czynienia z prawdziwą wojną, nie z wojną płci – podział nie jest taki prosty, jako że po jednej stronie  znajdziemy także konserwatywne kobiety, a po drugiej postępowych mężczyzn – ale z wojną ról płciowych. Ta wojna dowodzi, że feminizm i kobiety wciąż osiągają postępy, które pewnych ludzi przerażają i wprawiają we wściekłość. Groźby gwałtu i śmierci stanowią otwartą odpowiedź” [Solnit, 2017: 166-167].

Tytułowy esej zaczyna się niewinnie – od zabawnego przykładu jak to mężczyźni czują się zobowiązani do tłumaczenia kobietom świata. To przekonanie, że mogą uciszać i wyjaśniać sprawy, nawet gdy nie wiedzą co mówią, przechodzi płynnie w narracje o innych, brutalnych formach uciszania i przemocy. Solnit zauważa, że mamy do czynienia z próbą pozbawienia kobiet głosu, wykluczenia ich i poddania kontroli. Zepchnięcia w strefę milczenia, niewidoczności. Zredukowania do roli, którą wyznaczyli ci, co kobiet nienawidzą.

 

Czytając Solnit nieustannie przypominały mi się sceny, które rozgrywały się zarówno w sieci, jak i na ulicach przy okazji „Strajku kobiet”. Od ośmieszania, werbalnych ataków, wykluczania z kategorii kobieta, przez wezwania do fizycznej przemocy – zarówno ze strony rządzącej partii, jak i skrajnie prawicowych ugrupowań typu Młodzież Wszechpolska, fantazjujących o rozbijaniu kobietom głów – po samą przemoc w wykonaniu bojówek prawicowych i funkcjonariuszy policji. Prawo stanowione przez polityków również wykorzystano – i wykorzystuje się – do represjonowania i zastraszania tych, co ośmielili się odezwać. Tych kobiet i wspierających je mężczyzn, którzy nie chcieli się zgodzić na podległość i ciągłe upokorzenia ze strony tych, co kobiet nienawidzą: prawicowych samców, cierpiących na nieustanne niedopasowanie do „prawdziwego mężczyzny”; kleru i innych fanatyków religijnych, co pod pretekstem obrony życia, próbują zniszczyć wszelkie swobodne życie.

 

Nielegalne i legalne przejawy przemocy ujawniają, że walka kobiet o kontrolę nad sobą, o prawo do głosu, jest nie tylko walką samych kobiet, ale ruchem wyzwolenia nas wszystkich. Również tych, co ciągle przed lustrem próbują stać się prawdziwymi mężczyznami.

„W rzeczywistości albo razem cieszymy się wolnością, albo też wszyscy i wszystkie gnijemy w niewoli. Stan umysłów tych, którzy uważają, że muszą wygrać, że muszą dominować, karać, sprawować najwyższą władzę, musi być straszliwy i daleki od wolności – porzucenie tych nieziszczalnych pragnień byłoby prawdziwym wyzwoleniem” [Solnit, 2017: 44].

Feminizm jest oczywiście niebezpieczny. Solnit nas o tym informuje. To nie jest nic niewinnego. To szalona idea opowiadająca się za równością. Idea uderzająca w podstawy kultury, w tradycje – w kulturę gwałtu, tradycje decydowania i posiadania innych.

„Świat ogromnie się zmienił, a musi zmienić się jeszcze bardziej – w tych dniach żałoby, introspekcji i rozmów widzimy jednak, że zmiana się dokonuje” [Solnit, 2017: 153].

Jestem zwolennikiem feminizmu. Nie tylko dlatego, że ukazuje mi mechanizmy wykluczenia; nie tylko dlatego, że ukazuje świat, który wydaje mi się nie istnieć – z codzienną przemocą, z codziennym upokorzeniem, z codzienną walką; nie tylko dlatego, że jest ruchem opowiadającym się za równością i wolnością. Feminizm pozwolił mi wyzwolić się z toksycznej męskości. A raczej pozwala mi się wyzwalać, bo to jest proces, wymagający nieustannej refleksyjności. Zwłaszcza, że „wzorowi mężczyźni” nie tylko chcą kontrolować kobiety, ale również facetów. Feminizm pozwolił mi dostrzec to, co niewidzialne, co wydaje się naturalne, oczywiste, tak że szaleństwem może wydawać się poddawanie tego w wątpliwość. Ukazał, jak to co naturalne i oczywiste jest kształtowane przez to, co społeczne – jak destrukcyjne jest dla życia. Nie tylko kobiet.

 

Wiem, że takie wyznanie potrzeby feminizmu może świadczyć o moim zacofaniu. Tak, świat się zmienił, ale mroczne siły wciąż działają. W rządzie. W kulturze. W nas. Sama walka o równość i wolność też wciąż trwa.

„Coś musi się zmienić. Ta zmiana to zadanie dla mnie, dla ciebie, dla nas wszystkich” [Solnit, 2017: 46].

Solnit doskonale pokazuje zarówno momenty postępu, jak i działania sił reakcji. Sposoby uciszania, jak i heroizm zabierania głosu. I mimo, że wiele stron jej esejów dotyczą mrocznych wydarzeń, z jej pisania wyłania się ciepłe światło, które nie tyle koi, co dodaje odwagi.

Solnit

jest kobietą, która objaśnia mi świat.

jest pisarką, która uwalnia idee z dzbana i nie pozwala im tam wrócić.

uczy mnie, ile jeszcze pracy mnie czeka, aby wyzwolić się z antykobiecej kultury.

przynosi słowa pełne energii, tętniące nadzieją.

 

Rebecca Solnit, Mężczyźni objaśniają mi świat, Kraków, 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz