wtorek, 14 grudnia 2021

David Graeber, Fragmenty antropologii anarchistycznej


 


To była pierwsza rzecz jaką przeczytałem Graebera. Wtedy wydawała mi się ona ważna, pomagała uporządkować myśli i przezwyciężyć ciążenie ku ujednoliconej teorii rewolucyjnej. Moją teoretyczną wyobraźnię zaludniały stare marksistowskie widma. Uwodziły obietnicami, że teoria jest tym, co ważne. Powodzenie ruchów społecznych, zmiany, a zwłaszcza zmiany radykalnej, rewolucyjnej zależy od jakości posiadanej przez aktywistów teorii. Dodatkowo wymagana jest jedność co do wizji świata. marksistowskie widma w znacznym stopniu rozbudzały pragnienia, które kierują intelektualistami. Iluzja, że praca teoretyczna jest najważniejsza, że jest rozstrzygającą bronią w walce o nowy, lepszy świat, stanowi niekiedy podstawę roszczeń do sprawowanie kierownictwa – w ruchach społecznych, jak i podczas zmian.

 

Nawet ci anarchizujący myśliciele marksistowscy, również oni skażeni byli wiarą w teorię i konieczność teoretycznej jedność – przynajmniej ci, z którymi się spotykałem w swoich lekturach. To uwodziło, ale też blokowało. Przekonany byłem, że anarchizm musi rywalizować na poziomie który stworzył marksizm. Musi dowieść swojej wartości jako myśl filozoficzna, by móc rościć sobie pretensje do stania się ruchem społecznym – i aby móc zmienić świat. I musi się ujednolicić. 

 

Lektura Graebera była jak otrzeźwienie. Była jak egzorcyzmy. I było też w tym trochę goryczy – słodkiej goryczy samokrytyki. Okazało się bowiem, że nie tylko widma zostały odesłane tam, gdzie ich miejsce, lecz również, że moja dotychczasowa praca była budowana na złym gruncie. I nie tylko w odniesieniu do teorii, ale również infekowała praktykę i organizację. Uległem ukąszeniu jakiemu uległ Nestor Machno.

 

Graeber nie odrzuca teorii, ale wskazuje jej inną rolę i konieczność zróżnicowania – to raczej zbiór różnych narzędzi do używania (swobodnego).

 

„Może nie Nadrzędna Teoria, w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Na pewno nie jedna Nadrzędna Teoria Anarchistyczna. Byłoby to nie do pogodzenia z duchem anarchistycznego procesu podejmowania decyzji, przejawiającego się zarówno w maleńkich grupach wzajemnego wsparcia, jak i w olbrzymich, wielotysięcznych radach” (Graeber, 2021: 7)

 

Graeber dość jasno ukazuje różnicę między anarchizmem i marksizmem. Przede wszystkim wskazując, że wolnościowy socjalizm nie bierze swojej nazwy od żadnego Wielkiego Mistrza, ale od zbiorowych praktyk. Nie mamy więc Dzieła w którym zapisano kodeks wiary. Dzieła do którego odwołujemy się w sporach i pilnie studiujemy, aby uzyskać porady jak czynić należy.

 

„Mamy anarchosyndykalistów, anarchokomunistów, insurekcjonistów, kooperatystów, indywidualistów, platformistów. Żaden z tych prądów nie wziął swojej nazwy od nazwiska jakiegoś Wielkiego Myśliciela. Są one raczej, bez wyjątku, nazywane po sposobie postępowania czy, częściej, po przyświecającej im zasadzie organizacyjnej” (Graeber, 2021: 5).

 

Graeber również uzmysłowił mi to, o czym łatwo zapomnieć, gdy nawiedzi widmo teorii, że anarchizm nie jest projektem przyszłości, ale istnieje już tu i teraz. Nie tylko w Tymczasowych Strefach Autonomicznych, w momentach oporu, ale jest przenika relacje międzyludzkie. Samoorganizacja, pomoc wzajemna, różne rodzaje stowarzyszeń, to coś, co towarzyszyło ludzkości od zawsze.

 

W perspektywie Graebera teoretycy nie są awangardą, nie są twórcami anarchizmu. Jak przypada im rola? Tego można dowiedzieć się czytając tę krótką książeczkę.

 

Wiele już wydano w Polsce tekstów Graebera. „Fragmenty” przeczytane po dłuższym czasie są wciąż dla mnie jedną z lepszych pozycji tego autora.

 

David Graeber, Fragmenty antropologii anarchistycznej, Oficyna Wydawnicza Bractwa Trojka, Poznań 2021.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz