Część osób wie, że jestem kocim freakiem. Też od pewnego czasu nadrabiam zaległości w lekturach komiksu. Toteż nie mogłem przejść obojętnie obok Sugar. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyłem kotka umaszczonego jak moja Ksenia.
I to był mój błąd. Trzeba było
odłożyć na półkę. Zostawić w bibliotece. Te opowieści są jak ostrza – wbijają się,
rozcinają. A co gorsze, pozostają – niczym opiłki powodujące infekcje, uniemożliwiające
zagojenie.
Zawarte
w komiksie opowieści mają niesamowitą moc przenikania. Cięcie jest powolne,
niemalże nie dostrzegalne. Obraz śmierci Tima czy Milki wnika pod powieki i
nawiedza długo po lekturze. Kocie żywoty są kocimi śmierciami – śmierciami
przypadkowymi, nagłymi. Wynikającymi niekiedy z nieuważności „właścicieli” czy
z mitu wychodzącego kota. Nie tylko momenty śmierci wzruszają – narracja jaką
snuje i rysuje Baeken jest… smutna.
„To
rzeczywiście smutna historia…”
Próba przedstawianie
świata z perspektywy kota ma w sobie coś mrocznego. Obrazy wprowadzaj nas w melancholijny
nastrój. Pogłębiony przez ciszę. Wiele scen odbywa się nie tylko bez dialogu,
ale i bez żadnego dźwięku. Niekiedy zaś słyszymy tylko to, co nadaje moc
obrazowi – jak w przypadku burzy z historii Tima, gdzie potem zapada cisza; czy
w przypadku Milki i jej „mi”, które powoli cichnie; czy to w przypadku
osamotnienia Sugara.
Jest to bardzo koci komiks. Oszczędny
w okazywaniu emocji, ekspresywny w drobnych szczegółach, dziwnie spokojny, a
jednocześnie budzący trwogę… Właśnie dziwny.
Istnieje pewna różnica między
pierwsza opowieścią o Timie, a pozostałymi. Rozpoczyna się całkiem lekko,
niemalże wesoło – aż do momentu burzy i nagłej śmierci. I ta śmierć wydaje się
przesiąkać pozostałe narracje. Po zaledwie po chwili jesteśmy konfrontowani z
kolejnym odejściem. I perspektywy utraty – nagłej, niespodziewanej pozostaje z
nami, nakłada się nawet na radosne chwile – chwilę, które poprzez powtórzenie,
stają się trochę płaskie, rutynowe – powtarzalny gest zabawy nadaje jej dziwnej
monotonii – i cała radość ulatuje, pozostawiając jedynie obrazy,
zwielokrotnione, skopiowane, w zapętleniu. Nie ma już powrotu do lekkości z
pierwszej opowieści – to, co odeszło, pozostaje jako widmo. I powtarza się –
ale nie rutynowo – tylko inaczej: równie boleśnie.
Beaken tworzy mieszankę obrazów
i dźwięków przesączaną emocjami. Każda strona wdziera się i osadza. I w tym wdzieraniu
się, w tym osadzaniu – w tych poruszeniach poprzez pomruki, tkwi moc tego
komiksu.
To komiks, który nie koi. Nie
oswaja. Raczej rozrywa. Wytrąca. Budzi ukryte lęki.
I z nimi zostawia.
W tej dziwnej przestrzeni rzeczywistości, kruchych relacji i równie delikatnego istnienia.
To dobry komiks.
Serge
Baeken Sugar. Koci żywot, Warszawa 2015.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz